wtorek, 15 października 2013

Z dedykacją dla teściowej :)

Dłuuugo mnie nie było już na tym blogu, ale dla mojej nowej czytelniczki powstaje kolejny post... Jak zwykle przeróbkom w moim domu nie ma końca, kilka z nich postaram się zaprezentować.

Inspiracją kolejnej zmiany było to oto zdjęcie znalezione gdzieś w gazecie.


Prawda że śliczny ten stół? Oczywiście reakcja znajomych i bliskich na mój nowy 'must have' była sceptyczna - że niepraktyczny, że się brudzi, że może pęknąć itp. Po zgłębieniu tematu okazuje się że nie taki diabeł straszny jak go malują.
Szkło hartowane (bo takie musi być użyte do wykonania takiego stołu musi mieć odpowiednią grubość - minimum 8mm, chociaż szklarze polecali jednak 10mm) może przenosić duże obciążenia i naprawdę nie ma się czego obawiać.

Brzegi są ładnie wyszlifowane więc nie ma mowy o jakimś skaleczeniu. Jedyna wada jaką na razie znalazłam - odkładając szklankę, kubek - jest trochę głośny. Mi to nie przeszkadza a na wypadek gości - będę używać podkładek.

Żałuję jednak, że zdecydowałam się na tak mały blat, po dostawieniu moich białych ludwików stwierdzam, że mógłby być nieco większy. Gdyby kogoś zainteresował temat szklanego stołu zapraszam na allegro - mój nick to evie_85. Oczywiście w razie sprzedaży tej sztuki następną zamówię sobie już z większym blatem :)

Ale do rzeczy, oto mój nowy nabytek:




Miłego dnia i do kolejnego posta :)

Ps. Nowa czytelniczka proszona jest o komentarz :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Krok w przód, dwa wstecz...

Gdy zaczęłam swoją przygodę z odnawianiem krzeseł, wiele osób pukało się w głowę i patrzyło z politowaniem. Ja natomiast wiedziałam że to dużo pracy - z resztą ja takiej pracy się nie boję - ja lubię coś robić, dłubać, wiercić, szlifować itp. A im bardziej to zadanie nie pasuje kobiecie tym lepiej. Taka już moja przewrotna natura. Natomiast gdy zobaczyłam na świeżo pomalowanym drewnie małe dziurki - już wiedziałam że trzeba będzie stoczyć walkę z tym małym paskudztwem - a zwie się kołatek ( !!! )

Wbrew powszechnym opiniom w starych meblach nie mieszkają korniki - one żyją tylko w żywych drzewach, usuwając korę praktycznie pozbywa się ich, takie drewno trzeba zaimpregnować i kornik już nie straszny.

W starych meblach żyją dwie małe bestie - kołatki albo spuszczele. U mnie te pierwsze. Zamówiłam na allegro spray o nazwie Vigonez. Jest to spray do zwalczania korników i jest na nim instrukcja obsługi, ale ja zastosowałam go inaczej - wg opisu z jakiegoś blogu, którego nazwy już nie pamiętam.

Walka wygląda tak - cienką końcówką wpryskuję płyn do wszystkich, nawet najmniejszych otworków, po czym zalepiam je plasteliną. Powinno się jeszcze zawinąć cały mebel w folię spożywczą ale ja ten krok ominęłam. Na szczęście minęło już wiele dni od tego zabiegu, nie pojawiły się nowe dziurki i wydawało się że problemy już za mną. Prawie...

Teraz problem numer dwa - klej... Okazało się, że po dwóch dniach od klejenia mój klej polimerowy, którym kleiłam taśmę, zrobił się z jasnego - żółty. W miejscach, gdzie był grubiej położony, przebija spod tasiemki. Z tym mam zamiar się uwinąć na dniach i po prostu te miejsca zamaluję rozcieńczoną białą farbą akrylową. Jak się nie uda - najwyżej dokupię taśmy i wymienię...No, koniec czytania, pora na zdjęcia




W międzyczasie działałam jeszcze z maszyną do szycia. Czasem przeszukuję allegro w poszukiwaniu fajnych materiałów, których czasem próżno szukać w sklepach. Szukam wśród poszewek, starych zasłon, narzut itp.
I natknęłam się na dużą poszwę o wymiarach 2x2m. Szybka decyzja i jest moja.
Z dużej poszwy robię 160 i trzy małe poszewki na poduszki. Najlepsze jest to, że materiał jest tak przyjemny w dotyku, że ma się ochotę nie wstawać z łóżka.
Gdyby ktoś miał obiekcje na punkcie używanej pościeli ('no bo to po kimś, nie wiadomo kto w niej spal') mam taki mały argument za - przecież nocując czasem w hotelach, pensjonatach też spi się w pościeli, w której ktoś wcześniej spał, prawda?




Powoli kończę, czas rozkoszować się końcówką weekendu...

Pozdrawiam zaglądających :)

czwartek, 28 marca 2013

Kroczek dalej...

Nie mogłam się doczekać tapicerowania, już tylko czekałam aż farba wyschnie i ... o ile oparcie wyszło mi fajnie i gładziutko, to siedzisko chociaż na głowie stawałam i włosy z niej rwałam to nie chciało mi już tak ładnie wyjść... Jak naciągałam przód , to boki strasznie wychodziły i odwrotnie... Chyba już na razie zostanie jak jest, jeśli następne krzesło mi wyjdzie, to być może to poprawię. Jeszcze się tylko zastanawiam nad taśmą wykończeniową, na allegro jest ich jak na lekarstwo i jakoś mi się żadna nie widzi.




Gdyby komuś przyszedł do głowy pomysł renowacji to pamiętajcie że trzeba się liczyć z totalnym zmęczeniem rąk, spuchniętymi palcami, o szczątkowych paznokciach nie wspomnę... Na święta zafunduję sobie chyba tipsy :)

Pozdrawiam ciepło tych, którzy zaglądają na bloga :)

środa, 27 marca 2013

Drobnymi krokami do celu...

Yes yes yes! W końcu do mnie przyszły moje śliczności!
Mowa o krzesłach, na które od dawna miałam ochotę. Marzyły mi się bielone krzesełka z jasną, białą albo lnianą tapicerką. Chociaż jak tak na nie patrzę na tle salonu to może ewentualnie taki lawendowy?
Jestem typem, który lubi przedmioty nie kupować, lecz zdobywać. Nabyłam je na allegro za śmieszną cenę i tym bardziej jestem zadowolona.
Z duszą na ramieniu odpakowywałam je i bacznie obserwowałam, czy aby nie ma tam "gratisów" w postaci korników ale na szczęście są ok. Mam ich 4 sztuki :)


Piszę tego posta palce mam obolałe od pracy. Ale może pokażę dlaczego...
Pierwsze co zrobiłam to oderwałam taśmy tapicerskie, co akurat było proste. Schody zaczęły się ze zszywkami tapicerskimi. Były naprawdę mocno powbijane w drewno


 Gąbka na szczęście jest w całkiem niezłym stanie, nie będę się do niej dotykać.


No i rzecz, która mnie aż przeraża.Nie wiem, kiedy uda mi się uporać ze szlifowaniem... Na początku chciałam doczyścić do surowego drewna, ale jest to raczej nie na moje siły. Dlatego niestety drewno przykryję bardziej nieprzejrzystą warstwą farby akrylowej. Ech dłuuuga droga przede mną...


Gdyby ktoś miał jakieś wskazówki, cenne rady to będę bardzo wdzięczna :)

poniedziałek, 25 marca 2013

Kilka małych zmian...

Mała zmiana ale jaki klimacik... Świeczka z Ikei o zapachu waniliowym, mmm... pachnie pysznie :)




Można śmiało jeszcze nanieść warstwę z wierzchu, klej po wyschnięciu zrobi się przezroczysty.

 








Kilka takich świeczek na parapecie i romantyczny nastrój gwarantowany :)

piątek, 22 marca 2013

Wiosny zaklinanie


Dziś uwieczniam moje ostatnie dzieła. Bardzo mi się podobają wiklinowe wianki i aż mnie nosiło, żeby coś takiego sobie upleść. Nie było innej opcji. Jako pierwsze powstało serduszko, potem wianek. Może nie jest taki jak można znaleźć w internecie ale czy nie chodzi to właśnie, żeby to coś było inne? I przede wszystkim- zrobione przeze mnie :)

 Serducho ma szkielet z drucika, następnie na nim są papierowe rurki. Z papierowej wikliny można tworzyć naprawdę fajne cudeńka.


 Nie bardzo mam tylko pomysły gdzie zawieszać takie ozdoby, na myśl przychodzi mi na razie tylko okno. Ale efekt z drugiej strony okna jest fajny.


 Kochane ziółka już rosną...




 A tu jeszcze jeden wiosenny akcent - zwykły koszyczek wielkanocny jakich teraz w supermarketach wiele potraktowany farbą akrylową. Dno zabezpieczyłam kawałkiem folii żeby nie zabrudzić koszyczka podczas podlewania hiacyntów. Już nie mogę się doczekać aż zakwitną. Specjalnie szukałam takich sztuk, które mają jeszcze drugą łodyżkę z kwiatkami żeby dłużej cieszyły oko ;)


Ech tylko gdzie ta wiosna...

czwartek, 28 lutego 2013

Metamorfozy cd.

Tak szybciutko bo czas mnie nagli pokażę jeszcze historie kuchenne. To co pokaże dziś to zmiana kuchni ale nie jest to stan obecny, od paru dni jest nowy kolor ścian ale to innym razem. Czekam jeszcze na parę bibelotów do kuchni i jak w końcu (!) przyjdą pocztą to dopiero zrobię zdjęcia obecnej.
Farba z Duluxa o kolorze miodowym... ech... Fajny to był tylko kolor. Nie jest to typowa farba do kuchni i łazienek ale bynajmniej było napisane na opakowaniu, że jest zmywalna. Zmywała się wspaniale, a jakże. Pozostawiając potem jaśniejsze plamy.... Dla porównania farba z przedpokoju ze Śnieżki tego samego rodzaju zmywa się dobrze.






 Ech jak sobie przypomnę te popołudnia i wieczory spędzone przy wałkach, farbach. Najgorsze było to, że na początku staraliśmy się wszystko porządkować na bieżąco, potem już nie starczało nam energii i sił.
Tu coś kapnęło, tam się rozlało. Człowiek sprzątał przez sobą a już za nim nowy bałagan się robił.

Tu ulubione zdjęcie mojego męża - wertuję na nim instrukcję obsługi zmywarki.
Najpierw on się śmieje ze mnie - bo przecież instrukcje są zbędne dla inteligentnych ludzi.
Potem ja się śmieję z niego, gdy zdezorientowany pyta się mnie, co to oznacza jak zmywarka miga jakimś światełkiem. Powstrzymując śmiech odpowiadam że pewnie go podrywa i puszcza mu oczko :)


 Tak jak na poniższym zdjęciu było bardzo długo ( jak dla mnie) bo prawie 2 lata.. Kolor sam w sobie był bardzo energetyczny i dodawał energii, zwłaszcza rano, ale ze względu na moje rosnące uwielbienie stylu (... hmm jakby to określić...) romantycznego, angielskiego, postanowiłam zmienić na coś spokojniejszego. Ale to za parę dni.


I jak?